Może powinniśmy zrobić taką notkę dla naszej generacji. Moja brzmiałaby tak: Urodziliśmy się w latach 70-tych. Jesteśmy ostatnim pokoleniem, któremu rodzice puszczali na adapterze z płyt winylowych kołysanki. Ostatnim, które nagrywało z radia i telewizji piosenki na magnetofon szpulowy (Unitra ZRK 140T). Pierwszym, które testowało magnetofony kasetowe. Ostatnim, które w szkole pisało programy w języku BASIC na komputery marki Elwro (tzw Elwirki :) Jesteśmy generacją pszczółki Mai, misia Koralgola, nie mowiąc o misiu Uszatku :-) Zachwycaliśmy się Robinem z Sherwood, Gwiezdnymi Wojnami, Akademią Pana Kleksa i Neverending story...
urodziłam się pod koniec lat '80, miałam super kul ciuchy z lumpeksu, 90% czasu wolnego spędzałam na podwórku, lubiłam klocki drewniane, książki i pierogi babci. nigdy specjalnie nie jarał mnie telewizor. większość pozostała mi do dziś. tylko za dużo siedzę w domu.
Jesteśmy pokoleniem z lat 60 -tych. Pierwszym, które nie zdawało matury z matematyki i jeździło na trampingi za granicę. Ostatnim, które studiowało dla przyjemności 10 lat biorąc dziekankę na chorą babcię. Być może ostatnim, które goniło po piwnicach, grało w zbijanego i jadło oranżadkę w proszku na sucho:)
Pokolenie końca lat 50-tych i lat 60-tych: oprócz największego hitu, czyli oranżadki jeszcze ryż dmuchany, prywatki przy rwącej się taśmie na ZK, pierwsze profilowane klasy w liceum a zanim do takiej klasy dotarliśmy to jeszcze wcześniej gra w gumę - eeeeh, ale było fajnie. A do szkoły chodziło się na piechotę, bo mało kto miał syrenkę na stanie i w szkole omawiało się najnowszy odcinek "Czterech pancernych" i Belfegora. Na podwórkach natomiast działały lokalne załogi pancernych z Szarikami różnej maści.
W sobotę mam spotkanie klasowe po kilkunastu latach. Plan jest taki, że zwiedzimy starą szkołę, potem zaliczymy jakiś obiad a potem jeden fajny lokal. Na spotkaniu będzie max. kilkanaście osób, tyle ile jeszcze choćby sporadycznie utrzymuje ze sobą choćby kontakt przez znajomych. Na ostatnim spotkaniu kilka lat temu były różne osoby z klasy - i takie co się lubiły i takie co się nie lubiły za szczególnie. Siedziało się oczywiście pół wieczoru z jednym czy drugim kolegą, z którym człowiek ma po dziś dzień częsty kontakt przez net, ale praktycznie pogadało się z każdym, a po latach podeszło się, stuknęło kieliszkiem i w dobrym humorze pogadało także z tymi osobami, z którymi kiedyś były jakieś zgrzyty lata wcześniej. Z perspektywy te pierdoły wydawały się dziecinne i nieistotne. Wszyscy po prostu się dobrze bawili i wspominali szkolne czasy. Spotykam się jednak zewsząd z opiniami potępiającymi spotkania klasowe po latach. Widziałem kilka artykułów krytykujących je, widziałem je na
Całkiem niedawno przez główny blog przetoczyła się dyskusja, która może zaciekawić minimalistów: Książki papierowe czy e-booki… czyli nic nie zastąpi prawdziwej książki. 10 pomysłów na oszczędzanie na książkach. Czy lepszy jest dotyk papierowej książki, czy plastik w ręce... jeśli jesteście ciekawi - zaglądnijcie do dyskusji. Tymczasem mam kolejny przykład - jakiś czas temu zepsuł się rodzinny tablet i jak na razie jest 3 tydzień w serwisie.... a tymczasem jest ochota na ulubione gry z Androida... co robić? Na przykład kupić coś takiego i przejść na zabawę analogową. Mimo postępu techniki, jestem człowiekiem wychowanym w epoce analogowej... dla mnie winyl będzie brzmiał zawsze lepiej niż mp3, dla mnie dobra komedia w teatrze zawsze będzie lepsza niż amerykański teen movie w telewizorni a książka czy gazeta będzie lepsza od czytnika e-bookow. Co Wy na to?
Miasto idealne w XXI wieku? Obserwując niektóre dyskusje kolegów urbanistów wydaje mi się, że chcieliby powrócić do koncepcji miasta średniowiecznego, czy renesansowego. Miasta - tętniącego życiem ośrodka akademickiego, biznesowego, z pieszymi alejkami, pełnymi kafejek, pasaży... Oczywiście taka koncepcja natrafia na pewien problem - samochód. Nie da się utrzymać centralnych ośrodków o dużej gęstości zaludnienia, jednocześnie zapewniając każdej rodzinie dostęp do chociażby jednego samochodu. Osobiście transportu publicznego po prostu za bardzo nie lubię (jako pasażer) i nie wyobrażam sobie życia bez wolności przemieszczania się po Polsce, czyli bez samochodu, stąd dla mnie może lepszym byłoby miasto ogród ( https://pl.wikipedia.org/wiki/Miasto_ogr%C3%B3d ) z ruchem "uspokojonym", ale jednak z dostępnością samochodowej infrastruktury komunikacyjnej. Palmanova, przykład renesansowego miasta idealnego Jakie miałoby być idealne miasto dla Ciebie i czy takie is
Może powinniśmy zrobić taką notkę dla naszej generacji. Moja brzmiałaby tak:
OdpowiedzUsuńUrodziliśmy się w latach 70-tych. Jesteśmy ostatnim pokoleniem, któremu rodzice puszczali na adapterze z płyt winylowych kołysanki. Ostatnim, które nagrywało z radia i telewizji piosenki na magnetofon szpulowy (Unitra ZRK 140T). Pierwszym, które testowało magnetofony kasetowe. Ostatnim, które w szkole pisało programy w języku BASIC na komputery marki Elwro (tzw Elwirki :) Jesteśmy generacją pszczółki Mai, misia Koralgola, nie mowiąc o misiu Uszatku :-)
Zachwycaliśmy się Robinem z Sherwood, Gwiezdnymi Wojnami, Akademią Pana Kleksa i Neverending story...
hmm, ja dalej mam te bajki na winylach! )
Usuńurodziłam się pod koniec lat '80, miałam super kul ciuchy z lumpeksu, 90% czasu wolnego spędzałam na podwórku, lubiłam klocki drewniane, książki i pierogi babci. nigdy specjalnie nie jarał mnie telewizor. większość pozostała mi do dziś. tylko za dużo siedzę w domu.
OdpowiedzUsuńJesteśmy pokoleniem z lat 60 -tych. Pierwszym, które nie zdawało matury z matematyki i jeździło na trampingi za granicę. Ostatnim, które studiowało dla przyjemności 10 lat biorąc dziekankę na chorą babcię. Być może ostatnim, które goniło po piwnicach, grało w zbijanego i jadło oranżadkę w proszku na sucho:)
OdpowiedzUsuńPyzolinda :) Rewelacja z tą oranżadką... :) aż się łezka kręci w oku;D
OdpowiedzUsuńPokolenie końca lat 50-tych i lat 60-tych: oprócz największego hitu, czyli oranżadki jeszcze ryż dmuchany, prywatki przy rwącej się taśmie na ZK, pierwsze profilowane klasy w liceum a zanim do takiej klasy dotarliśmy to jeszcze wcześniej gra w gumę - eeeeh, ale było fajnie. A do szkoły chodziło się na piechotę, bo mało kto miał syrenkę na stanie i w szkole omawiało się najnowszy odcinek "Czterech pancernych" i Belfegora. Na podwórkach natomiast działały lokalne załogi pancernych z Szarikami różnej maści.
OdpowiedzUsuń