Prezenty na Święta - problem minimalisty.

Prezenty dla takich osób jak ja to nie jest atut Świąt, jest to niestety udręka. Robić zakupy w sposób umiarkowany i rozsądny lubię, co wiedzą wszyscy czytelnicy, nurkować w rozgorączkowanym przepychającym się tłumie w centrach handlowych nienawidzę.

Nie lubię przepychać się przez podekscytowany tłum w otoczeniu upstrzonym do granic przyzwoitości mikołajami i choinkami zalanym głośnym rzępoleniem pseudo-kolędowym (najczęściej trzeciego sorta, słabymi a nawet agresywnymi wykonaniami anglojęzycznymi, uff głowa pęka).

I weź tu skup się na kupieniu czegoś sensownego, co jeszcze się akurat spodoba obdarowanemu. To kupowanie na siłę, bo trzeba i wypada, a nie przyjemność.



Święta zostały skomercjalizowane do granic przyzwoitości, a z drugiej strony wszyscy już mają wszystko. Dosłownie i w przenośni.

W mojej szeroko pojętej rodzinie naprawdę kupienie wszystkim prezentów, które by im odpowiadały było wielka zagadką logiczno-logistyczna. Nie raz miałem tego dość.

Może jednak ktoś z rodziny ukradkiem przewertował któryś ze starych blogów, gdzie dyskusje świąteczne się już odbywały i zaproponował pomysł, aby prezenty kupować tylko dzieciom, a dorośli niech cieszą się tylko swoim towarzystwem, przy filiżance kawy i czymś słodkim. Pomysł się przyjął.

Uff... ulżyło mi.

Popularne posty z tego bloga

Spotkania klasowe po latach - dlaczego wszyscy pieprzą, że to nie ma sensu?

Życie analogowe czy cyfrowe?

Dorodango