Skazani na minimalizm.
Zdjęcia w
poprzednim wpisie to zdjęcia z jednej z gastronomii we Wrocławiu.
Nie była to jednak wizyta we Wrocławiu dla przyjemności czy
zadanie recenzenta kulinarnego a załatwianie spraw medycznych.
Wczoraj w korespondencji z jednym z Czytelników napisałem o tej
(nie)przyjemności w aspekcie finansów i wydatków? Ciekawi? Lecimy:
Ponieważ nie
pamiętam szczegółów poprzednich wizyt skupię się na tych dwóch
ostatnich w listopadzie.
- honorarium profesora 200 zł za 10 minut rozmowy
- diesel, gastronomia, parking 2 jazdy autostradą - 200 zł
- odwołana praca - drugie tyle 200-300 zł (razy dwa) 400-600 zł
- recepta - ponad 200 zł (NFZ odmówił refundacji leku)
Podsumujmy średnio:
1100 zł wydane z nagle w ciągu kilku dni, a to dopiero początek
wydatków.
I teraz pytanie. Jak taki wydatek ma się do budżetu bardzo szerokiej rzeszy ludzi w Polsce de facto skazanych na minimalizm. Zarabiających na rękę ca. 1600 zł brutto, czyli 1181 zł netto i kupujących taką rzecz jak czajnik elektryczny na raty.
No rzeczywiście
ratunkiem jest pożyczka chwilówka albo lombard, bo nikt inny się
nad tymi ludźmi nie zlituje.
Jeszcze raz.
My sobie tu na
blogosferze minimalistycznej piszemy dla przyjemności (choć i tutaj
wszedł najpospolitszy celebrycki lans oraz niestety różne gierki
między bloggerami – who's the best?!), piszemy sobie jak się nie
obkupywać, jak się nie przeżerać na Święta, albo jak zamienić
jednostkę główną PC z plątaniną kabli na małego gustownego
laptopa z niedojedzonym jabłkiem na obudowie...
Sporo ludzi w Polsce
jest jednak skazanych na minimalizm, oni się nie zastanawiają tak
jak my czy na stole świątecznym położyć sałatkę z avocado, z
najlepszą oliwą extra vergine, ale by chociaż na śledzia w oleju
i ziemniaki starczyło (bo wypadła sprawa medyczna np. taka jak u
mnie teraz i pieniądze się skończyły).
Ja nie piszę tu o
jakimś elemencie, czy marginesie alkoholickim, ale o szerokiej
rzeszy emerytów na minimalnej emeryturze, którzy z okazji świąt
muszą np. zrezygnować z wykupu recept - ich CAŁA kasa na rękę 1181 zł
to niemal tyle co ja wydałem jednorazowo, ot tak. A to tylko jakiś
ułamek moich kosztów.
Ot, moje
przemyślenia przed świętami.
Czy cały ten nasz lanserski
minimalizm jest funta kłaków wart?